Jakiś czas temu pewna specjalistka od AAC z pewną dezaprobatą oceniła metodę stymulacji bazalnej wymyśloną przez prof. Andreas’a Fröhlich’a. Na szkoleniu z tej metody oglądała na filmach pracę profesora z osobami z głęboką wieloraką niepełnosprawnością (na poziomie rozwoju umysłowego poniżej 6 m.ż. i bardzo dużymi ograniczeniami fizycznymi) i nie zaobserwowała jakichkolwiek prób wprowadzania AAC przez profesora.
Dlaczego ten sławny profesor lekceważy sobie AAC? To bardzo dobre pytanie!
Nie mogę wprost zapytać o to Pana Profesora, ale spróbuję zmierzyć się z tym pytaniem.
Moja odpowiedź paradoksalnie będzie prosta. Pan profesor jak najbardziej wprowadza AAC i robi to, moim zdaniem genialnie, w sposób najbardziej odpowiedni dla osób z którymi pracuje!
Dlaczego moja rozmówczyni nie zauważyła tego faktu patrząc na pracę prof. Fröhlich’a?
Można powiedzieć, że to co robił profesor (i terapeuci bazalni) nie kojarzyły się z tym jak pracują terapeuci aacowi. Jednak byłoby całkowitym zaprzeczeniem faktów nie dostrzegać, że najistotniejszym elementem terapii bazalnej jest przyjmowanie inicjatyw komunikacyjnych w trakcie prowadzonej stymulacji.
To już jest AAC wg współczesnej terminologii! Przypomnę: „AAC to ogół metod, które są stosowane do wspierania komunikacji osób mających trudności w werbalnym porozumiewaniu się.”
Nie ma nic bardziej wspierającego rozwój komunikacji u osób mających w tym obszarze problem, jak uważne przyglądanie się im i adekwatne reagowanie na komunikaty, które wysyłają. To sprawi, że takie osoby, o ile będzie to możliwe, będą komunikować się w przyszłości sposób bardziej wyrazistszy i zrozumiały. O to wszakże chodzi w AAC!
Dlaczego w metodzie stymulacji bazalnej nie stosuje się modelowania jakiegoś narzędzia aacowego? Czyli dlaczego terapeuta np. gestem nie pokazuje dziecku, że rozumie jego komunikat jako „chcę jeszcze?” lub cokolwiek innego? Współcześnie zalecane jest tzw. zakładanie kompetencji i modelowanie dziecku na rozbudowanym systemie komunikacyjnym całego bogactwa mowy. Uważa się, że tak jak małe dziecko otoczone jest mową, tak dziecko niemówiące powinno być otoczone takim systemem komunikacji, które potencjalnie będzie mu w przyszłości dostępne.
Uważa się również, że lepiej założyć bezpodstawnie istnienie kompetencji komunikacyjnych u dziecka niż błędnie tych kompetencji nie założyć. Wiele przykładów jest na to, że przez lata nie doceniano możliwości komunikacyjnych dzieci niemówiących.
To wszystko prawda. Pozwolę sobie zwrócić uwagę w tym kontekście na dwa zagadnienia.
Są osoby na takim poziomie funkcjonowania, dla których żadne narzędzie aacowe nie jest dostępne ze względu na ich poziom intelektualny. To nie jest tak, że modelując właściwie dobrany do konkretnej osoby sposób komunikowania, zawsze będziemy mieć efekt w postaci opanowania tego sposobu. Pewne osoby nie są wstanie opanować żadnego systemu przez nas modelowanego. To nie jest tak, że zbyt mało, ze zbyt małym zaangażowaniem i niekonsekwentnie modelowaliśmy, tylko że ze względu na potrzeby i możliwości tych osób, nasza propozycja, jaka by nie była, nie możliwa do zrealizowania w ich sytuacji. W takiej sytuacji, to co robi prof. Andreas Fröhlich jest optymalne i najbardziej skuteczne.
Obecnie bardzo wiele się mówi o konieczności uszanowania polimodalnego charakteru komunikatów. Oznacza to, że terapeuta nie powinien ignorować żadnych komunikatów wysyłanych przez osobę z którą pracuje – mimika, napięcia mięśniowe, oddech, cała mowa ciała, są DOKŁADNIE tak samo ważne, jak komunikaty wysyłane np. za pomocą komunikatora. To użytkownik języka powinien decydować jak chce się komunikować a nie terapeuta. To piękne założenie, lecz w praktyce bardzo rzadko stosowane. Modelując jakieś aacowe narzędzie terapeuci ślepną i głuchną na komunikaty wysyłane przez dzieci w inny sposób niż oczekuje/spodziewa się terapeuta. To pułapka w którą wpada wielu specjalistów. Zaczynają ćwiczyć narzędzie do komunikacji w oderwaniu od potrzeb komunikacyjnych dziecka. Bardzo wiele dzieci pokazując różne znaki nie komunikuje tego czego naprawdę chce, tylko stara się zadowolić swoim działaniem terapeutów i rodziców. Paradoksalnie terapia komunikacji w ogóle z komunikacją może nie mieć nic wspólnego. Może stać się ćwiczeniem użycia jakiegoś narzędzia w oderwaniu od jego komunikacyjnej funkcji ku uciesze terapeuty i bez sensu patrząc z perspektywy dziecka. Modelowanie narzędzia może przeszkadzać w komunikowaniu się, a nie pomagać.
A tak w ogóle, to nie sądzę, że prof. Andreas Fröhlich ma cokolwiek przeciw AAC.