Jaki jest najczęstszy błąd w postępowaniu specjalistów z rodzicami niepełnosprawnych dzieci?
Na wytykaniu im błędów i oczekiwaniu, że zmienią swoje postępowanie z dzieckiem po takiej rozmowie. Kiedyś jedna z mam opowiedziała mi jak pewna pani psycholog poradziła jej: „Jest pani nadopiekuńcza – musi pani coś z tym zrobić!”. Zazwyczaj specjaliści nie są tak lakoniczni i swoje wypowiedzi rozbudowują na wiele sposobów. Doskonalą sobie sztukę argumentacji. Posiadanie wiedzy – najlepiej naukowej, ale też tej zdroworozsądkowej i eleganckie używanie jej podczas rozmów z rodzicami, rozumiane jest jako kwintesencja profesjonalizmu. Specjalista WIE jak rodzic powinien postępować ze swoim dzieckiem i na wszystkie możliwe sposoby powinien z tą wiedzą dotrzeć do rodzica. Im więcej wiem i im precyzyjniej, grzeczniej, bardziej obrazowo, itp. potrafię do tej wiedzy rodzica przekonać – tym lepiej wypełniam swoją zawodową rolę. A jeżeli rodzic nie przyjmuje argumentacji i perspektywy specjalisty? Kiedy wszystko po nim spływa jak po kaczce? Widać nie jest gotowy na zmianę, nie chce jej, nie dojrzał do niej.
Jeżeli ładnie mamie wytłumaczę, że rodzic powinien postawić swojemu dziecku granice i nie pozwolić na wywalanie z szaf na ziemię ubrań, a mama z tego nie skorzysta? Widać nie chce zmian, skoro nie słucha rad. Specjalista uprzedzał ją o negatywnych skutkach ulegania dzieciom. Opowiadał, dawał przykłady, ksero z książki nawet mamie pokazał, że postępując tak z dzieckiem wychowuje małego tyrana, który będzie coraz gorszy. Nawet film mamie nagrał – gdzie czarno na białym, tragiczne skutki takiej pobłażliwości mamy doprowadziły…
Podobnie, jeżeli specjalista precyzyjnie wyjaśni ojcu, że aż tyle ćwiczeń i zadań, stawianych swojemu dziecku, doprowadzi jego dziecko do buntu lub bierności – a rodzic tego nie przyjmie? Widać nie chce przyjąć! Trudno – jego decyzja! Każdy ma prawo wychowywać swoje dziecko jak chce!
Przykładów można by mnożyć.
Czy są rodzice, którzy przyjmują rady specjalistów i je realizują? Oczywiście, ale tylko ci, którzy od początku podziałają perspektywę specjalisty. Ich spojrzenie na problemy ich dziecka jest spójne ze spojrzeniem nauczyciela. Gdy nie ma różnicy zdań, a rada specjalisty jest spójna z tym co rodzic już do tej pory z dzieckiem robił i jedynie uzupełnia dotychczasowe postępowanie rodziców.
Ale, to nie są przecież Ci rodzice, z którymi specjaliści maja problemy…
Moim zdaniem, takie podejście jakie przedstawiłem powyżej, jest zwykłym wymądrzaniem się, puszeniem się specjalistów, a nie wspieraniem rodziców w ich problemach. Sam wielokrotnie byłem takim mądralą, który próbował grzecznie i klarownie rodzicom wytłumaczyć, jak powinni ze swoimi dziećmi postępować. Dziś już rozumiem, że zamiast rodzicom pomagać dowalałem im wpędzając ich w poczucie winy, które ich zamykało na moja osobę, lub wywoływało bunt tych rodziców, którzy mieli odwagę ze mną się konfrontować. Taki bunt zazwyczaj oznaczał „spięcie” w zupełnie innym obszarze niż przedmiot dyskusji.
Chciałbym porównać takie „wymądrzania” się specjalistów do podejścia psychoterapeutycznego oraz do teorii uczenia i nauczania, którą prezentują behawioryści.
O ile wiem, już dzisiaj nie ma żadnego kierunku w psychoterapii, który zalecałby tzw. „atakowanie obron” czyli atakowanie „obronnych mechanizmów osobowości”. Kiedyś były takie pomysły, aby klienta zmusić do „stanięcia w prawdzie” o sobie. Prowadziło, to oczywiście do psychicznego rozwalenia takich klientów. Psychoterapeuci mieli za zadanie potem „poskładać” taka osobę. Niestety za bardzo to nie wychodziło… Dlatego psychoterapeuci wchodzą w świat klientów, przyjmują ich perspektywę – a nie tłumaczą im jak jest naprawdę i co się powinno. Jeżeli już – to dzielą się specjalistyczną wiedzą z klientem, tylko wówczas gdy klient o coś się wprost zapyta. Nie „gwałcą go przez uszy” próbując odpowiadać na pytania, których klient nie zadał. ( W moich przykładach rodzice nie pytali się: „Co mam robić, gdy mi dziecko z szafy ubrania wywala?” lub „Czy nie przesadzam z ilością zadań jakie stawiam mojemu dziecku?”)
Tłumaczenie rodzicowi, że nie postępuje właściwie, że powinien coś zmienić – jest próbą zaatakowania jego mechanizmów obronnych osobowości. To się nie może udać. A nawet jeśli się uda – to będzie z tego jeszcze większy problem, a nie poprawa w relacji rodzica do jego dziecka.
Spoglądając na to z perspektywy behawioralnej, takie uświadamiające rozmowy z rodzicami, są jakąś formą dezaprobaty. Zresztą im bardziej grzecznie wyrażaną, z uśmiechem, „przez kwiatek” – tym bardziej dla rodziców bolesną. Dezaprobata to forma kary! Kara nie uczy prawidłowego zachowania! W każdym poważnym podręczniku dla nauczycieli o tym wspominają.
Dlaczego nauczyciele i specjaliści tak postępują wobec rodziców?
Niezgodnie ze zdrowym rozsądkiem i wiedzą pedagogiczna i psychologiczną?
Powodów można podać wiele.
Na przykład dlatego, że nie potrafią rozmawiać z rodzicami inaczej niż z pozycji dominacji. Taki wzorzec jest powszechny. Oni sami tak są traktowani przez swoich zwierzchników lub tych którzy kształtują ich zawodowy rozwój. Takie „puszenie się” przed rodzicami, popisywanie własną kompetencją itp. – pompuje własne „ego” specjalistów. Są nauczeni ( z kolorowych gazet) zasady, ze jak jest problem to powinno się porozmawiać – więc próbują, jak potrafią rozmawiać – choć ich tego nikt nie uczył. Nie są świadomi, że rodzic nie ma możliwości zmiany siebie jak kameleon kolorów, że chcieć zmienić swoje postępowanie wobec dziecka nie oznacza jeszcze móc je zmienić. Nie rozumieją, że postawa rodzicielska nie jest elementem wyboru, ale osobistego unikalnego doświadczenia życiowego rodzica – tak więc nie może być zmieniona po prostu silą woli rodzica.
To wszystko nie oznacza, że rodzicom nie możemy pomóc zmienić swojego postępowania. Ale na pewno nie zrobimy tego przez specjalistyczne wymądrzanie się przed nimi.
Rodzice są gotowi do zmiany. Prawie wszyscy (oprócz rodziców o postawie odtrącającej) chcą być dla swoich dzieci lepszymi rodzicami i mogą nimi się stać, jeśli będziemy wiedzieli jak z nimi postępować.
Co ich zmieni? Na pewno nie rozmowa o tym co powinni. Zmieni ich doświadczenie! Spotkanie ze specjalistą powinno być doświadczeniem, które zmienia na lepsze. Ale to już inny temat…