Rozmawiałem ostatnio z terapeutką pracującą w WTZ na temat tzw. „treningu ekonomicznego”, który w dużej mierze sprowadza się do nauki gospodarowania środkami finansowymi przez uczestników warsztatów.
Nie wiem jakie jest wasze zdanie, ale mi się wydaje, że trening ekonomiczny, nie może być nauką wydawania pieniędzy tak jak terapeuci uważają, że uczestnik powinien je umieć wydawać – tzn. mądrze, nie na głupoty, na produkty zdrowe, nie wszystko od razu – ale w sposób zaplanowany, itd.
Moim zdaniem tym trening ekonomiczny być nie powinien.
Moja pierwsza uwaga, dotyczy tego, że uczyć warto tego co ma znaczenie funkcjonalne dla uczestnika. To znaczy tego co sam uczestnik uzna za przydatne i potrzebne mu w życiu. To ważne, że funkcjonalności nie można oceniać z innych perspektyw. Nie uczymy tego co jest ważne i potrzebne rodzinie czy terapeutom. Uczymy tego co w życiu się przyda samemu zainteresowanemu. Co może wykorzystać dla swoich potrzeb.
Ocena funkcjonalności konkretnej umiejętności musi zawierać w sobie ocenę ograniczonych możliwości (fizycznych, intelektualnych, emocjonalnych) uczestnika oraz analizę środowiska w którym konkretna osoba żyje. Nie wszystkich uczymy tego samego, gdyż w różnych miejscach (w różnych domach) inne umiejętności (także ekonomiczne) są potrzebne.
Moim zdaniem, problem treningu ekonomicznego, musi być rozpatrywany w szerszym kontekście zdolności uczestnika do decydowania o sobie, zdolności dokonywania wyborów według własnych preferencji a nie oczekiwań innych osób, zdolności posiadania własnego zdania, umiejętności nawiązywania relacji równorzędnych z innymi ludźmi. Te umiejętności można nabywać bez dotykania pieniędzy, choć dla umiejętności ich wydawania mają one podstawowe znaczenie.
Nie wiem czy się ze mną zgadzacie.
Trening ekonomiczny w WTZ – tach
25 września 2015