Moje przemyślenia po spotkaniu Strefy Dialogu dotyczącego podmiotowości w dniu 26 listopada 2015 r. W temat wprowadzili Jacek Kielin, Elżbieta Olszak, dr Beata Tylewska – Nowak i dr Katarzyna Pawelczak (Zakład Pedagogiki Specjalnej UAM). https://www.facebook.com/events/1386981804941922/
Być potraktowanym podmiotowo oznacza, doświadczenie uszanowania własnej woli, własnych decyzji, własnych wyborów. Pozwolenie komuś na decydowanie oznacza potraktowanie kogoś w sposób podmiotowy. Podmiotowe traktowanie nie oznacza braku zainteresowania wyborem i decyzjami drugiej osoby. Rób co chcesz – mnie to nie obchodzi. Dokładnie odwrotnie – jestem przy Tobie i z dużą uważnością i zainteresowaniem towarzyszę twoim wyborom. Bez względu jak wybierasz, możesz na mnie liczyć. Szanuję twoje wybory, nawet jeśli ja wybieram inaczej. Szacunek dla cudzych wyborów oznacza brak wyrażania dezaprobaty, brak moralizowania, brak jakichkolwiek prób wpłynięcia na podjętą decyzję. Jeżeli druga osoba mnie o to nie prosi, nie mam w sobie ochoty jej pouczać. Jeżeli mnie nie pyta, nie staram się jej cokolwiek tłumaczyć. Podmiotowe traktowanie oznacza potraktowanie drugiej osoby jako zdolnej do decydowania o sobie. Podmiotowe traktowanie oznacza przekonanie, że nie wiem co jest dobre dla innych. To oni sami wiedza, czego potrzebują. Kierując się swoimi potrzebami decydują lepiej niż ja mógłbym za nich decydować.
Czy osoby z niepełnosprawnością intelektualną mogą być potraktowane podmiotowo? Czy mogą o sobie decydować? Moim zdaniem, jest to podstawowy element, prawidłowo prowadzonej terapii i każdego dobrego procesu wychowania. Chodzi nam o to, aby każda osoba uzyskała osobistą i życiową autonomię. Aby była niezależna od swoich terapeutów, nauczycieli, opiekunów. Aby mogła żyć po swojemu, a nie po naszemu.
Głównym i najczęściej używanym argumentem przeciw podmiotowości osób z niepełnosprawnością intelektualną jest szczera troska o nie. Przecież bez nas (sprawnych opiekunów) te osoby zrobią sobie krzywdę. Musimy za nie decydować, dla ich dobra. Zgadzamy się na podejmowanie przez te osoby decyzji do momentu w którym zgadzamy się z nimi. Jeśli robią coś niezgodnie z naszymi wyobrażaniami, cofamy im możliwość decydowania. Także zakres decydowania określamy wyłącznie w ten sposób, aby podejmowane przez nich decyzje zbytnio kłóciły się z naszymi wyobrażeniami jak te osoby powinny się zachowywać. Mogą pić piwo? Upijać się? Chodzić po WTZ-cie z gołym torsem? Itp. itd.
Chciałbym zwrócić uwagę na problemy związane z wychowaniem do życiowej i osobistej autonomii.
Jednym z nich jest mechanizm wykluczania funkcjonujący w relacjach społecznych. Bliska mi osoba, z zawodu pielęgniarka, opowiadała mi o relacjach pomiędzy pracownikami jakie panują w szpitalu w Danii. Po miesiącu pracy, przyszła do niej osoba z dyrekcji szpitala z pytaniem dlaczego nie je ze wszystkimi wspólnego śniadania. Na oddziale był taki zwyczaj, że wszyscy od ordynatora po salowa jedli wspólnie drugie śniadanie. Na śniadaniu nie było hierarchii. To przekładało się na to, że pielęgniarka mogła zwrócić lekarzowi uwagę np. na leki, według niej niewłaściwie wypisane i często lekarz tę uwagę uwzględniał. Pielęgniarka mogła poprosić inną o pomoc. Takich przykładów było mnóstwo. Osoba mi to opowiadająca, podała przykład: Nie rozumiała czegoś w leczeniu pacjenta (pielęgniarka) i zapytała o to lekarza – chirurga. Ten w chwili wolnej przyszedł i przez dwie godziny tłumaczył co i jak. Ten przykład pokazuje, że bycie pielęgniarką nie wykluczało z grona lekarzy. Bycie salową – też. Niewiedza i brak umiejętności – też. W takim środowisku społecznym pacjent także nie będzie wykluczany. Jeżeli w placówkach specjalnych, stowarzyszeniach, organizacjach pomagających osobom niepełnosprawnym istnieją mechanizmy wykluczania – to pod takie mechanizmy, prędzej czy później podpadną osoby niepełnosprawne. Mamy tysiące powodów, aby odcinać się od innych. Ludzie są nieraz okropni, popełniają wiele przewinień, zaniedbań, błędów. Jeżeli mamy taki odruch, żeby komuś nie podać ręki, to w takim społeczeństwie osobom z niepełnosprawnościami też ten i ów reki nie poda w potrzebie. W takim społeczeństwie, być niepełnosprawnym i jednocześnie autonomicznym nie sposób. Kultura która nikogo nie wyklucza jest jak laska dla niewidomego lub obniżony krawężnik dla poruszającego się wózkiem.
Innym czynnikiem, uniemożliwiającym osiąganie osobom z niepełnosprawnością intelektualną osobistej autonomii jest dominacja w relacjach z jaką mają do czynienia w zasadzie cały czas. Wszyscy traktują ich jak dzieci – wydają im polecenia – „popatrz co ci przyniosłam”, „usiądź”, „pożegnaj się ładnie z panią”, Oceniają: „bardzo dobrze!”, Super!, Ekstra! Brawo! I odpytują: „Jaki to kolor?” Gdzie leży mydło? Gdzie wczoraj byliśmy? Gdy odbierze się rodzicom lub opiekunom możliwość wydawania poleceń, chwalenia i odpytywania – milkną i nie potrafią się zachować. Nie umiemy rozmawiać z osobami z niepełnosprawnością intelektualną, bez dominacji w relacji. To dla nich straszne doświadczenie bycia podporządkowanym. Traktujemy ich jak niewolników. Oczywiście jesteśmy na tyle łaskawi, że są traktowani dobrze. Często ideałem terapii jest dobrze wychowany i traktowany niewolnik. To najlepszy status społeczny jaki możemy sobie wyobrazić dla tych osób.
Wychowanie do podmiotowości wymaga nauczania umiejętności służących autonomii.
Czy możliwe jest nauczenie się traktowania osób z niepełnosprawnością w sposób podmiotowy. Na spotkaniu padło wiele opinii na ten temat. Od pesymistycznych, że to jak my byliśmy traktowani przez własnych rodziców wpływa na to jak traktujemy innych. I optymistycznych, że można to zrobić i jest to proste. Trzeba osunąć na bok własne emocje, zdobyć się na dystans i w wnieść w relacje z osobą z niepełnosprawnością własna twarz.
A wy ci myślicie?