Sytuacje komunikacyjne rozpoczynające się z inicjatywy dziecka vs. rozpoczynające się z inicjatywy terapeuty – różnice w znaczeniu obu tych sytuacji w kontekście wspierania umiejętności komunikacyjnych dzieci”
Moja wypowiedź na seminarium w Maltańskim Centrum Pomocy w Krakowie 6.10.2014 r. 🙂
Moich kilka uwag na ten temat….
Generalnie istnieje zgoda co do tego, że terapeuci powinni zauważać zachowania swoich podopiecznych i na nie reagować. Z tradycji VIT-owskiej przyjęliśmy określenie określać wszystkie zachowania dziecka jako jego inicjatywy, a pozytywne reakcję terapeutów na te zachowania jako przyjęcie tych inicjatyw.
Ze względu na poziom funkcjonowania uczniów można, jak sądzę, podzielić ich zachowania na:
1. Inicjatywy dzieci, którym nie da się przypisać znaczenia.
2. Inicjatywy dzieci, którym można przypisać jakieś znaczenie, choć nie są to komunikaty celowe.
3. Inicjatywy dzieci mające charakter celowego komunikatu do osoby.
Ad 1.
Najprostszym zachowaniom dzieci nie da się przypisać żadnego wyrażonego słowami znaczenia. Zazwyczaj nie wiemy co znaczy ruszenie ręką, westchnienie, ruszenie głową, otworzenie ust, itp. Dzieci cały czas wykonują mniejsze lub większe ruchy. Zachowania te wymagają reakcji – werbalnej, ruchowej – jakiejkolwiek! Dziecko powinno czuć się zauważane. Powinno uzyskiwać zwrotną informację na temat tego, że ktoś jest z nim, że ktoś go widzi. Jest to podstawowy sposób budowania więzi z dzieckiem. Nawet reagowanie na zachowania automatyczne (oddech, odruch) buduje więź z dzieckiem. Każda wieź stanowi szkielet komunikacji. Dziecko uczy się spostrzegać innych ludzi, jako najważniejsze elementy tego świata. Najbardziej znaczące stają się inne osoby, a nie np. zabawki. W ten sposób dziecko uczy się zwracać swoją uwagę na inne osoby.
Ad 2.
Dzieci o nieco większych możliwościach przejawiają zachowania, które można zwerbalizować – O widzę, że chcesz na kolana!, Widzę, że już nie chcesz się huśtać!, Widzę, że chcesz jeść!. Przyjęcie tak wyrażonej inicjatywy dziecka może polegać na jej nazwaniu i oczywiście spełnieniu życzenia dziecka. Nawet jeśli nie możemy życzenia dziecka spełnić – możemy przyjąć jego inicjatywę przez jej zauważenie.
Ad 3.
Dzieci dla których jest to dostępne, potrafią celowo skierować komunikat do drugiej osoby – słowem, gestem lub w jakikolwiek inny zastępujący mowę sposób. Zauważenie tych komunikatów i reagowanie na nie jest oczywistością.
Teraz chciałbym powiedzieć o czymś co oczywistością dla wielu nie jest.
Inspiracją dla mnie była książka pt. „Terapia behawioralna dzieci z autyzmem” autorstwa Moniki Suchowierskiej, Pawła Ostaszewskiego i Przemysława Bąbla (GWP 2012).
Autorzy wyraźnie rozdzielają dwie sytuacje uczenia – tę która ma miejsce z inicjatywy nauczyciela (to tzw. metoda wyodrębnionych prób) i tę z inicjatywy ucznia (to tzw. uczenie incydentalne). To bardzo szczęśliwy podział ze względu na temat naszego seminarium.
Metoda wyodrębnionych prób, to rdzeń myślenia behawioralnego. Polega ona na stwarzaniu sztucznych warunków nauczania w taki sposób, aby uczeń, zgodnie z wolą nauczyciela (możemy powiedzieć – z inicjatywy nauczyciela), wykonał jakąś czynność. Stworzenie sztucznych warunków polega na eliminacji bodźców zakłócających (które występują w normalnym świecie) i dobrym dobraniu pomocy i podpowiedzi. Każde zachowanie – zgodne z oczekiwaniem nauczyciela – jest wzmacniane.
Widziałem osobiście jak uczy się komunikacji z inicjatywy nauczycieli. Można, odpowiednio wzmacniając, wyuczyć dzieci wielu zachowań – także tych „komunikacyjnych”. Można wyćwiczyć z nimi „dialogi” – także używając do tego piktogramów lub gestów. Problem w tym, że całe te „dialogi” nie są tym co dzieci chciały by powiedzieć, ale tym co chcieli by usłyszeć nauczyciele. Można nauczyć dzieci standardowych rozmów – przy rozbieraniu, przy obiedzie, w klasie szkolnej itp. Moim zdaniem nie jest to w ogóle komunikacja.
Zdali sobie z tego sprawę także behawioryści i przy nauce komunikacji coraz śmielej zaczynają stosować nauczanie incydentalne.
Nauczanie incydentalne, ma swoją strukturę.
1. Zaaranżowanie środowiska w taki sposób, aby zachęcić dziecko do ujawnienia swoich inicjatyw np. poprzez – zaprezentowanie dziecku ulubionej zabawki w przeźroczystym pudełku – żeby poprosiło terapeutę o otwarcie, rozpoczęcie przy dziecku gry na gitarze, zatrzymanie huśtawki podczas bujania itp. Zaaranżowanie środowiska nie jest rozumiane jako inicjatywa komunikacyjna nauczyciela, gdyż nie jest kierowana do ucznia.
2. Oczekiwanie na inicjatywę dziecka.
3. Jako odpowiedź na inicjatywę terapeuta może (choć nie musi) w tym miejscu poprosić dziecko o wyrażenie swojej inicjatywy w innej formie (jest to ćwiczenie tzw. zachowania docelowego). Tu jest właśnie miejsce na budowanie jakiegoś systemu komunikacji.
4. Dostarczenie dziecku interesującego je przedmiotu/ aktywności.
Najważniejsze w takim sposobie postępowania jest wyeliminowanie na początku inicjatywy nauczyciela i powstrzymanie się od jakiegokolwiek wzmocnienia dziecka innego niż wręczenia mu rzeczy, która była powodem zainicjowania wypowiedzi. Nie wolno więc komunikując się z dzieckiem używać słów „Super!”, „Dobrze!” itp. i w ogóle wyrażać aprobaty i zadowolenia. Tak na marginesie – zachwycacie się jak inni ludzie do was mówią, tylko z tego tego powodu że mówią? Było by to dla mnie bardzo wkurzające.
Autorzy zauważają: „W czasie uczenia incydentalnego należy pamiętać, że istota tej metody polega na inicjowaniu wypowiedzi przez dziecko, nie powinno się więc zadawać mu pytania: „Co chcesz?”. (str. 147)
Pytanie „Co chcesz” zadane z inicjatywy terapeuty także i mi wydaje się błędem. Inaczej wygląda to pytanie jako odpowiedź na inicjatywę dziecka – np. jeśli widzimy, że uczeń czegoś szuka. Wówczas ma to głęboki sens.
Podobnie widzę inne sytuacje rozpoczynane z inicjatywy terapeuty na przykład sytuacje wyboru np. „Chcesz zdjąć czapkę czy buty?”, „Chcesz zjeść kanapkę czy chcesz pić?”. Jeszcze raz zaznaczę, że te pytania mają sens, ale tylko, gdy są one przyjęciem inicjatywy dziecka.
Komunikację budowaną w oparciu o inicjatywy terapeutów i wzmacnianie zachowań komunikacyjnych uczniów np. aprobatą – postrzegam jako dwa największe błędy popełniane przez specjalistów.
Aby uzasadnić moje zdanie, krótko przeanalizuję tego typu prostą sytuację. Terapeuta wpada na pomysł aby zapytać (z własnej inicjatywy) dziecko – „Chcesz włożyć czerwoną czapeczkę czy zieloną?”. Dzieci przyzwyczajone są do otrzymywania gratyfikacji za spełnianie oczekiwań dorosłych. Dziecko więc będzie miało motywację do spełnienia prośby terapeuty, nawet jeśli nie za bardzo będzie rozumiało sens pytania. W końcu uniesie rękę, wskaże ręką, uśmiechnie się – za co zostanie entuzjastycznie pochwalone. Pytanie to, powtarzane co jakiś czas, wystandaryzuje i ustabilizuje zachowanie dziecka jako odpowiedź na pytanie terapeuty. Nie ma w tym nic dziwnego. Odpowiedź dziecka na pytanie wzbudza w terapeucie entuzjazm dla dziecka i dla siebie za swoją skuteczność. Dziecko dość łatwo może nauczyć się reagowania tylko na „czapeczkę czerwoną” jeśli ta odpowiedź (zapewne przypadkowo) była wzmocniona silniej przez nauczyciela. Nauczyciel może więc zacząć sądzić, że jego uczniowi nie jest wcale wszystko jedno jak się ubiera i że szczególnie lubi kolor czerwony. Wszystkiego tego przecież dowiedział się od swojego ucznia!
Rzeczywistość jest jednak inna. W rzeczywistości dziecko może nie wiedzieć co to czapeczka i może nie rozróżniać kolorów. Tego typu nauczanie komunikacji jest efektowne. Ale niestety nie jest to komunikacja. Tego typu „dialogi” można w pomysłowy sposób bardzo rozbudowywać, jednak z punktu widzenia ucznia nie będą one miały znaczenia funkcjonalnego. Dziecko nadal będzie milczało, choć niektórym będzie się zdawało, ze coś powiedziało.
Zawsze kiedy widzę pomysły na terapię komunikacji rozpoczynaną z inicjatywy terapeutów a reakcje dzieci są wzmacniane, oceniam to jako błąd.
Widzę jeden wyjątek. Tym wyjątkiem jest uczenie nowych słów (gestów, znaków) dzieci które mają posługują się już swobodnie jakimś systemem komunikacji – robią to spontanicznie w różnych sytuacjach i z różnymi osobami. Wówczas – z inicjatywy nauczyciela – można spróbować nauczyć je nowego słowa (gestu, znaku). Dziecko powinno rozumieć, że używając je w trakcie nauki – ćwiczy sobie „na sucho” to nowe słowo, nowy gest czy znak. Ale to już zupełnie inny poziom…