Nie powinno się uczyć dzieci jakiejś formy komunikacji alternatywnej, tak jak się uczy obcego języka.
Czyli na przykład nie wolno ćwiczyć z nimi „słówek”. Niestety dość często, tak terapię komunikacji próbują prowadzić specjaliści. To wynika z nauczycielskiego nastawienia i przygotowania. Historii, geografii i matematyki, też się tak uczy – poprzez różnego rodzaju ćwiczenia i zadania.
Tak jednak nie nauczymy dzieci używania alternatywnej metody komunikacji. Chyba, że dziecko wcześniej już jakąś metodę komunikacji opanowało i np. mówiło – ale na skutek uszkodzenia aparatu artykulacyjnego, mówić przestało. Wtedy AAC można uczyć jak język obcy – wykorzystując wiele pomocy dydaktycznych np. w formie czytanek. Można dziecko odpytywać z nowo nauczonych znaków itp. I to zadziała! Tak my terapeuci uczymy się np. języka migowego na różnego rodzaju kursach itp.
To są jednak bardzo złe pomysły i wzorce jeśli chodzi o uczenie kogoś pierwszej w życiu formy komunikacji, pierwszego komunikacyjnego kodu. Wówczas musimy brać na wzór malutkie dzieci, które uczą się mowy w naturalnym, a nie szkolnym środowisku! Wszyscy wokół nich są uważni na wszystkie przejawy ich aktywności komunikacyjnej. Reagują i komentują ich zachowania – więc dziecko ma motywację do komunikowania. Wszyscy wokół posługują się mową – więc dziecko ma wzorzec. Jakiekolwiek strategie komunikacyjne będą wymyślać specjaliści od AAC, muszą one być związane z naturalnymi sytuacjami i potrzebami dziecka. Już trzydzieści lat temu znane mi było powiedzenie – terapeuto odejdź od stolika i zejdź z dzieckiem na dywan. Nadal jest bardzo aktualne!