Nie wiem czy się zgodzicie, ale osoby z niepełnosprawnością intelektualną traktowane są bardzo przedmiotowo. Bardzo mało mają do powiedzenia. O bardzo niewielu sprawach mogą decydować w swoim życiu. To inni decydują za nich – rodzice, terapeuci, kierownicy placówek do których uczęszczają. Wszyscy wokół organizują im życie. Zastanawiam się dlaczego tak trudno jest zmienić tę sytuację.
Oczywiście „podmiotowość” jest słowem często używanym w kontekście osób z niepełnosprawnością. Ale, chyba wszyscy się zgodzimy, że to pusty frazes.
Po części wynika to z troski o te osoby. Czujemy, że my tzw. sprawni powinniśmy za nie decydować, bo jesteśmy bardziej kompetentni w tej kwestii. Osoby bliskie, znajome i pracujące z takimi osobami, czują, że są od tych osób mądrzejsze, bardziej doświadczone i mają obowiązek o nie dbać właśnie poprzez podejmowanie dobrych dla tych osób decyzji.
Troska ta wyraża się często w zabawianiu na różne sposoby osób niepełnosprawnych. Czasem jest to zwykłe rozśmieszanie, czasem jakaś impreza. Nie tolerujemy tych osób smutnych, rozdrażnionych, zirytowanych itd. Źle się czujemy gdy takie są. Nie lubimy ich takich i nie chcemy. Czasem nawet demonstrowane przez te osoby zadowolenie nazywamy „podmiotowością”. Nie rozumiemy, że od małego osoby te są nagradzane za bycie miłym, wesołym, zadowolonym i karane za bycie smutnym, wycofanym, zamkniętym. Nie widzimy terroru emocjonalnego jaki na nie wywieramy. Oj, oj, wielu oprawców w historii kazało śpiewać wesołe piosenki tym, których prześladowali.
Jeżeli osoba z niepełnosprawnością, zależna od swoich opiekunów, zadowala ich wtedy, kiedy jest wesoła to nie ma wyjścia i jest. Czy to nie jest straszne?
Następnym problemem są folwarczne stosunki pracy w naszych zakładach. Polacy nie potrafią ze sobą współpracować. Potrzebują „pana” który nimi kieruje. Pana, którego się boją i do którego się przymilają. W wielu miejscach pracownicy, także placówek specjalnych, funkcjonują w trybie przetrwania. Nie czują, że mają wpływ na swoje miejsce pracy. Aby przetrwać, tworzą różne wzajemnie zwalczające się koterie, które walczą o wpływy. Zbierają na siebie haki, walczą o względy „pana”, który nimi rządzi itp. Wcale też nie mają ochoty brać odpowiedzialność za swoje miejsce pracy. Nie umieją i nie potrafią funkcjonować w strukturze demokratycznej. Nie potrafią się ze sobą dogadać. Potrzebują pana, który mocna ręką zaprowadzi porządek. Przymilają się potem temu panu, ale w duszy go nienawidzą i się boją. I koło się zamyka. W takich warunkach, gdy sami nie jesteśmy traktowani podmiotowo, a nawet nie lubimy być tak traktowani – nie widzimy potrzeby, ani żadnego dobra z traktowania tak innych – zwłaszcza osób z niepełnosprawnością.