Tu artykuł:
Zrób zadanie, a dostaniesz cukierka – o pułapkach motywowania zewnętrznego
Mój komentarz:
Nie jestem behawiorystą i być może moja wypowiedź nie będzie wystarczająco pełna. Chciałbym jednak nauczycielowi po szkoleniu z terapii behawioralnej (i wszystkim zainteresowanym) zadedykować kilka uwag.
Nauczyciel zauważył: Wizja nagrody doprowadziła do sytuacji, w której uczniowie nie liczyli się z jakością wykonywanych zadań – wybierali jak najłatwiejsze i najszybsze rozwiązania
To jak zachowywali się uczniowie było pochodną tego za co wzmacniał ich nauczyciel. Nagradzanie dzieci zawsze ma taki efekt, że szukają jak najłatwiejszego sposobu zdobycia nagrody. Każdy z nas by tak postępował. Jeżeli można osiągnąć coś łatwiej, to po co iść trudniejszą drogą? Wniosek: Trzeba nagradzać dzieci, za trudniejszą drogę żetony o większej wartości. To podstawa myślenia behawioralnego – dobrze zastanów się co chcesz wzmacniać u konkretnego ucznia. (Trzeba sobie postawić cel w sposób zoperacjonalizowany). Można oczywiście nagradzać kolejne przybliżenia ostatecznego celu.
Zmartwiły mnie jednak oszustwa, jakich dopuszczali się uczniowie, by zdobyć nagrodę.
To jedna z wad systemu żetonowego – żetony nie mogą być możliwe do podrobienia. 🙂 Jasna operacjonalizacja celu umożliwia jednoznaczne (i dla ucznia i dla nauczyciela) ocenienie, czy żeton się należy, a więc uniemożliwia oszukańcze wykonanie zadania.
Dzieci szybko dostrzegły zależność: im więcej zrobią zadań, tym lepiej. Nie liczyła się dla nich jakość wykonania.
Dzieci dostrzegały zależność, tak jak ją skonstruował nauczyciel. To nie ich wina, że nauczyciel nagradzał ich za jakość, a za ilość.
Odmowa przyznania punktu w sytuacji, kiedy wiedziałam, że uczeń nie włożył żadnego wysiłku w poprawne wykonanie zadania (toż to za chęci też się należy nagroda), rodziła złość, agresję i poczucie tragedii.
Dzieciom trzeba jasno ustalić reguły. Jeżeli wcześniej nauczyciel nie wyjaśnił, że oceniany będzie wysiłek, a nie efekt, to trudno mieć pretensje do dzieci, że się wkurzyły. Bardzo ważne jest, aby „wkładanie wysiłku” nie było arbitralną decyzją nauczyciela. „Wkładanie wysiłku” trzeba zoperacjonalizować. Inaczej ocena nauczyciela może być poza merytoryczna. Jak to się robi? Np. zwiększając liczbę żetonów koniecznych do zdobycia konkretnej nagrody, wraz z postępami jakie czyni uczeń. Ima bardziej ma opanowane zadanie, tym, więcej musi zebrać punktów by je wymienić na konkretną nagrodę.
Dzieci poddane intensywnemu behawioralnemu wzmacnianiu mają dużo mniejsze szanse na sukces w dalszej edukacji (w szkole średniej czy na studiach) i w życiu dorosłym, kiedy nikt nie będzie nagradzał ich wysiłków, a sami nie będą czerpać przyjemności z poszerzania wiedzy. Nigdy nie uczyli się przecież dla osobistej satysfakcji.
To prawda, ale behawioryści są jej świadomi. Dlatego każde nauczenie kończyć powinno się zastąpieniem nagród zewnętrznych (takich jak żetony) nagrodami wewnętrznymi (czyli takimi, które uczeń potrafi dostarczyć sobie sam – taka nagrodą może być satysfakcja, że potrafi się coś zrobić). Żetony więc trzeba umieć wycofać. Początkowo można stopniowo opóźniać moment wymiany. Obok żetonów warto wprowadzać, aprobatę i pochwałę, którą po wycofaniu żetonów jeszcze jakiś czas stosować. Można także stopniowo dewaluować wartość nagród poprzez udostępnianie ich za damo w różnych naturalnych sytuacjach. Wówczas uczniowie przestają zabiegać o żetony.
Uważam, że system żetonowy (inaczej metoda ekwiwalentów, czyli zdobywanie plusików, kwiatuszków, słoneczek, punktów, żetonów itp. jest jednym z ciekawszych pomysłów behawiorystów. Dość dobrze niekiedy ten system sprawdza się przy redukcji zachowań niepożądanych.
Słyszałem o szkołach specjalnych w USA w całości opartych na systemie żetonowym. Uczniowie wymieniali żetony na różne dobra w szkolnym sklepiku. To co jest ważne, to konieczność innego wyceniania uczonej czynności u każdego dziecka i ciągłej zmiany punktowanych osiągnięć, a także zmiany „ceny” osiągnieć w toku nauki. W ogóle kontrolowanie wzmocnień jest bardzo trudne. Dlatego współczuję behawiorystom. Choć uważam, że umiejętność korzystania ze wzmocnień, jest potrzeba każdemu nauczycielowi.
Mimo iż nadal stosuję wzmocnienia zewnętrzne (nie umiem u wszystkich dzieci wzbudzić motywacji wewnętrznej do wykonywania wielu logopedycznych zadań), robię to bardziej świadomie.
No i Bogu dzięki!!! :-)))