Strefa dobrych emocji Jacek Kielin

Praca nad sobą – wykład na UMCS

24 marca 2017
Oceń stronę/wpis

Praca nad sobą.
Jacek Kielin

Wykład na zakończenie Podyplomowych studiów kwalifikacyjnych: „Diagnoza i terapia osób z autyzmem” Wydział Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie. 24.03.2017 r.

Kiedy pani dr Anna Prokopiak poprosiła mnie o powiedzenie czegoś na temat pracy nad sobą, zgodziłem się chętnie. To ważny temat. Wielu znanych pedagogów w swoich wypowiedziach wspominało o konieczności pracy nad sobą. Też tak uważam. Czasem żartowałem, że przyszłe podręczniki z pedagogiki będą się zaczynać od rozdziałów poświęconych pracy nad sobą.
Dla własnej orientacji dzielę metodykę pracy z niepełnosprawnymi dziećmi na:
1. pracę z samym specjalistą,
2. pracę z osobą z niepełnosprawnością
3. pracę z rodziną (rodzicami) osoby z niepełnosprawnością.

Każdy z tych obszarów jest ważny. Przygotowanie do zawodu specjalisty pracującego z osobami z niepełnosprawnością, wymaga przyglądania się sobie, gdyż to osoba nauczyciela/terapeuty/specjalisty/pedagoga jest narzędziem przynoszącym zmianę w funkcjonowaniu ucznia. To, że nauczyciel jest osobą i jako osoba spostrzegany jest przez ucznia niesie za sobą ważne konsekwencje. W naszej pracy jest ważne nie tylko co robimy, ale także, jakimi jesteśmy ludźmi.
Moim zdaniem beznadziejną jest próba traktowania nauczyciela/pedagoga specjalnego jak robota, którego przygotowanie zawodowe polega na przysposobieniu go do wykonywania takich lub innych czynności przy osobie niepełnosprawnej. Pedagogika nie polega po prostu na tym, że są takie czy inne czynności do wykonania przy uczniu, które da się prosto zmierzyć zobiektywizowanymi parametrami. Przygotowanie do zawodu, nie może więc polegać wyłącznie na ćwiczeniu się w takich czy innych technikach pracy. Nic nie mam przeciwko umiejętnościom technicznym np. umiejętność prawidłowego nakarmienia dziecka, umiejętność właściwego posługiwania się wzmocnieniami, umiejętność wykonania masażu twarzy itp. Tysiące pomysłów wielkiej i małej wagi, których znajomość umożliwia nam wykonywanie naszego zawodu, nie opisuje jeszcze dobrze rzeczywistości terapii i usprawniania osób z autyzmem i niepełnosprawnością intelektualną. Ważnym, a czasem kluczowym czynnikiem jest ten, który te pomysły realizuje.
Niekiedy to co może i powinien robić jeden specjalista, tego absolutnie nie powinien robić inny. To co działa, wychodzi, przynosi efekty, zależne jest nie tylko od możliwości osoby, której pomagamy, ale od osoby, która pomaga. Jeden specjalista powie dziecku „wstań” i ono wstanie, inny także powie „wstań” i dziecko będzie siedzieć. Słowo to samo, a efekt różny, bo inne osoby to słowo wypowiadały. Moim zdaniem nauczyciel, przede wszystkim pracuje własną osobowością, a nie tymi czy innymi metodami.

Czy praca nad sobą jest w ogóle możliwa?
Nie da się przeprowadzić żadnego naukowego dowodu na ten temat. Nigdy nie będzie to możliwe.
Podstawowe pytania dotyczące ludzkiej egzystencji nie mają charakteru naukowego i na gruncie nauki nie da się ich rozstrzygnąć. Czy istnieje wolna wola? Czy istnieją inne świadomości niż moja własna świadomość? To przykłady pytań, które są przedmiotem spekulacji ontologicznej, a nie badań naukowych. Zapewne większość z nas jest przekonana w istnienie wolnej woli i istnienie innych świadomych osób – choć nie mamy na to żadnych dowodów. Wolna wola w świecie materialnym oznaczałaby istnienie zjawisk, których pojawienie się nie dałoby się wyprowadzić w żaden sposób ze zdarzeń je poprzedzających. Efekt działania wolna woli, jest w istocie rzeczy cudem tworzenia jakiegoś zjawiska z niczego. Jest twórczym aktem boskim. Podobnie „na wiarę” musimy założyć istnienie innych świadomości niż nasza własna. Nawet jeśli, to wszystko co przeżywamy, nie jest wyłącznie „snem”, który śni nasza świadomość i świat materialny istnieje niezależnie od naszej świadomości, to z naukowego punktu widzenia nie da się zaprzeczyć, że wszystkie żywe stworzenia, składające się przecież wyłącznie z tych samych pierwiastków co świat nieożywiony, w toku ewolucji nie potrzebowały świadomości do tego by zaistnieć. Nauka widzi w nas jedynie samodoskonalące się w toku ewolucji biologiczne roboty. Bez żadnego dowodu wierzymy, że inny człowiek lub pies świadomość mają, a np. drzewo już nie. Nigdy nie będzie żadnych naukowych narzędzi do potwierdzenia istnienia świadomości. Tylko własnej możemy doświadczyć, w istnienie innych musimy uwierzyć. Zapewne jesteście Państwo przekonani, że moja osoba jest bytem świadomym. Wyobraźcie sobie, że na tą salę w tej chwili wchodzi grupa naukowców, którzy odkręcą mi głowę i pokażą wam moje wnętrze pełne elektronicznych układów scalonych. Okaże się, ze Jacek Kielin, to eksperymentalny człekopodobny robot. Czy nadal będziecie pewni, ze Jacek Kielin jest bytem świadomym?
Jeżeli ten mój krotki wywód, choć na chwilę zaburzył pewność waszych przekonań, co do natury świata, to bardzo dobrze. Zbytnia pewność, co do własnych sądów i przekonań zamyka nas przed zmianą i rozwojem. Znoszenie przykrego uczucia niepewności, sprzyja rozwojowi i jest konieczne do przyglądania się sobie i innym. Żyjemy w egzystencjalnej niepewności. Nic tego nie zmieni. Nie zmieni tego na pewno utwierdzanie się we własnych przekonaniach.
Zamykanie się na innego, obcego, nieznajomego, inaczej myślącego, to mechanizmy pozwalające bronić swojego poczucia wyższości wynikającego z przekonania posiadania jedynie słusznej prawdy. Przyglądając się innym, będąc ciekawymi tego co mają do powiedzenia, nieuchronnie spotkamy się ze światem innym niż nasz własny, a nasze poglądy i przekonania zderzą się z poglądami i przekonaniami innych ludzi.
Istotę pracy nad sobą lokuję właśnie w przyglądaniu się. Absolutnie nie w podejmowaniu np. noworocznych postanowień i próbach ich realizacji.

Dużo efektywniejsze wydaje mi się patrzeć na rzeczywistość wokół i przede wszystkim na siebie samego. Na swoje uczucia w szczególności. Ze światem kontaktujemy się bowiem poprzez uczucia. Ze sobą również. Prawdę o sobie, o swoich potrzebach, o swoim wnętrzu – poznajemy dzięki całej gamie uczuć, jakich doświadczamy w naszym życiu. Nie są to chyba bardzo odkrywcze stwierdzenia. Jeżeli coś jest dla nas ważne, to musi wywoływać w nas emocjonalny rezonans. To emocje znaczą nasze życie wartościami. Zdolność do świadomego przeżywania własnych emocji otwiera nas na emocje innych, na ich wewnętrzny świat. Zdolność do empatii, jest warunkiem koniecznym do prawidłowego wykonywania zawodu związanego z pomaganiem innym.
Polecam zwłaszcza przyglądaniu się swoim negatywnym uczuciom do innych ludzi. U mnie zawsze się to sprawdza. Przykładowo: jeśli irytuje mnie czyjeś cwaniactwo, to niechybnie jest to moja własna cecha, której staram się nie widzieć. Czasem potrzebuję kilku dni, żeby odnaleźć w sobie to cwaniactwo, które widziałem w innych ludziach, tylko nie u siebie. Wady innych ludzi, których sam nie wypieram, nie wywołują we mnie negatywnych uczuć. Jak już zobaczę w sobie, to przykładowe własne cwaniactwo i przyjrzę się mu – negatywne uczucia do innych cwaniaków znikają.
Czasem przyglądam się fizycznym efektom emocji, odczuwanym w ciele: uścisk za mostkiem, suchość ust, wilgotność rąk, drżenie głosu. Setki objawów. Uczucia jak chmury na niebie – przychodzą i odchodzą, a ja trwam nadal. Można nabrać dystansu do własnych uczuć. Wtedy więcej można zobaczyć, bo uczucia mogą czasem skutecznie zasłaniać rzeczywistość.

Można by było, spróbować opisać idealnego nauczyciela. Opisać jego wewnętrzną dojrzałość, i życiową mądrość przekładającą się na jakość jego kontaktów z ludźmi. Czy taki wzór jest potrzebny?
Posiadanie jakiegoś wzorca do którego się porównujemy, jest niezwykle pożyteczne. Pozwala nam lepiej przyglądać się sobie. Tym ideałem może być jakaś konkretna osoba, nasz mistrz, na którym się wzorujemy. Można mieć kilku mistrzów. Można także mieć jakieś ugruntowane przekonania, co do tego jakim człowiekiem i pedagogiem chcielibyśmy być, bez konkretnego osobowego wzorca. Trudno coś u siebie zobaczyć, nie mając porównania. Warto jednak pamiętać, że nasi mistrzowie są wzorami niepowtarzalnymi. Małpując ich bezmyślnie, nie osiągniemy mistrzostwa, a jedynie staniemy się wyłącznie słabymi imitacjami naszych mistrzów.
To co jest konieczne do identyfikacji z naszymi mistrzami, to zauważanie ich słabości. Mistrz nie posiadający słabości jest nieludzki. Zauważenie własnych słabości, ograniczeń i wad jest warunkiem niezbędnym do pomagania innym w ich słabościach. Odcinając się od własnych słabości, stajemy się niebezpieczni dla innych ludzi, zwłaszcza dla tych którym pomagamy.
Pierwszy z 12 kroków jaki przechodzą Anonimowi Alkocholocy na ścieżce trzeźwienia brzmi:
„Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem.”
Paradoksalnie, pierwszym krokiem do zmiany, jest dostrzeżenie własnej bezsilności i słabości, a nie siły, kompetencji i zasobów .

Musimy własne słabości zauważyć i zaakceptować po to, aby móc zaakceptować słabości osób, którzy szukają u nas pomocy. Bez tego, będziemy wykorzystywać osoby z niepełnosprawnością do pompowania swojego narcystycznego ego. Na tle słabości innych ma świecić pełnym blaskiem nasza profesjonalna sprawność, moc i wielkość.

Moim zdaniem, praca nad sobą jest możliwa wyłącznie w relacji z innymi ludźmi.

Po pierwsze dlatego, że to inni wnoszą w nasze życie nowe doświadczenia i tym samym uczą nas doświadczać siebie w nowych sytuacjach. Stąd moja najprostsza rada dotycząca pracy nad sobą: Jeśli chcesz być świetnym specjalistą szukaj towarzystwa świetnych specjalistów. Jeśli chcesz być dobrym człowiekiem, szukaj towarzystwa dobrych ludzi, jeśli odważnym – odważnych… . Życia można nauczyć się od innych. Nie wszyscy tak postępują. Potrzeba rywalizacji i wygrywania, dość często, skłania nas do otaczania się ludźmi niekompetentnymi po to, aby tym wyraźniej uwydatniała się nasza własna kompetencja.

Współpraca lepiej nas rozwija niż rywalizacja. Dzielenie się swoimi zasobami, wspiera rozwój tego który daje i tego, który bierze. Rywalizacja jest sposobem na odcięcie się od innego. Odcinając się od innych tracimy szansę na ubogacenie własnego życia.

Po drugie, inni są potrzebni nam jako cel życia. Myślę, że warto żyć dla innych a nie tylko dla siebie. Warto być wiernym własnemu powołaniu. Powołania należy szukać przez rozglądanie się za miejscem, gdzie jest się potrzebnym. Przeciwieństwem jest poszukiwanie „spełniania siebie” czy „dążenie do samorealizacji” w oderwaniu od potrzeb innych ludzi. Takie życiowe łakomstwo, poszukiwanie komfortu i dobrostanu, jako cel i sens życia, moim zdaniem, uniemożliwia nam rozwój. Zobowiązania, jakie dobrowolnie przyjmujemy wobec innych ludzi, zakotwiczają nas w życiu i chronią przed egoizmem, który nas ogranicza, a nie rozwija. Wszyscy zapewne doświadczyli wrażenia, że trawa za płotem wydawała nam się bardziej zielona, niż ta na naszym podwórku. Ciągłe poszukiwanie bardziej zielonej trawy wydaje mi się zajęciem życiowo jałowym. Poszukiwanie wewnętrznego dobrostanu, to chyba kiepski sposób na życie.
Nie jestem oczywiście przeciwnikiem dbania o siebie. Czasem potrzebne jest zerwanie i wybór innej życiowej drogi, gdyż ta która idziemy prowadzi donikąd. Przestrzegałbym jednak przed zbyt łatwym schodzeniem ze ścieżek którymi idziemy przez życie. Zalecam w wyborach życiowych uwzględnianie dobrostanu innych ludzi. Dla własnego dobra.

Pedagogiki, nie można, jak sądzę, redukować wyłącznie do nauki. Nigdy nie rozumiałem takiego uproszczenia, bo człowiek, taki w jakiego wierzymy – istota świadoma i posiadająca wolną wolę i uczucia, rozróżniająca piękno i brzydotę, dobro i zło z definicji nie poddaje się logice naukowej. Świat ludzki jest światem idei i wartości, a taki świata nie do się opisać aparatem pojęciowym nauk ścisłych.
Pracując nad sobą, budujemy jakąś własną duchowość, której posiadanie wydaje mi się konieczne w dobrym wykonywaniu zawodu pedagoga. Wiara w to, że człowiek ma moc się zmieniać, ma moc kształtować siebie i swoją rzeczywistość, że może być szczęśliwszy – jest wyrazem przekonania, że przyczynowo skutkowy determinizm nas ludzi nie obowiązuje, że mamy wpływ na siebie i własne życie, że możemy przekraczać bariery i ograniczenia z którymi w życiu się zderzamy.
Czy człowiek może mieć wpływ na siebie? Czy może sam się zmienić?
Wszyscy rozumiemy, ze podlegamy wielu ograniczeniom – geny, wychowanie, posiadana wiedza, emocje – to wszystko czynniki wpływające na nasze zachowanie.
W relacjach z innymi ludźmi, nie możemy oczekiwać, ze zmienią swoje postępowanie według naszych oczekiwań.
Pedagog nie może powiedzieć mamie dziecka – „Jest pani nadopiekuńcza, musi pani coś z tym zrobić!”. Człowiek nie jest kameleonem, nie może się zmienić, według własnej woli, ot tak. Wywieranie presji na innych, moim zdaniem, wcale im nie pomaga zmienić się na lepsze. Także wywieranie presji na siebie nam nie pomaga. Problem z którym się mierzymy, będzie rósł, im bardziej będzie nam zależało, aby go rozwiać. Chyba więc lepiej w próbach zmiany siebie nie napinać zanadto muskułów.

Co można więc zmienić, a czego nie? Być może wielu z nas zna słowa modlitwy Reinholda Niebuhra, amerykańskiego teologa i duchownego ewangelickiego:

Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Modlitwę tę odmawiają czasem na swoich mitingach Anonimowi Alkoholicy.
Jak odróżnić jedno od drugiego? Nie wiem. Chciałbym wiedzieć. Cały czas się nad tym zastanawiam.