Rodzice roszczeniowi. Bardzo często tak specjaliści spostrzegają pewna grupę rodziców. Tacy rodzice bardzo dużo oczekują od specjalistów, ale sami nic nie robią. Mają pretensje do nauczyciela o wszystko, choć swoim dzieckiem nie potrafią się zaopiekować lub robią to w sposób wysoce niewłaściwy.
Jak postępować z takim rodzicem?
Ja rozumiem znaczeniowość jako formę obrony siebie, własnego pozytywnego wizerunku osoby, która czuje się zagrożona atakiem. Jako atak odbierana jest najczęściej uwaga nauczyciela, odnośnie niewłaściwego zachowania dziecka lub rodzica. Nauczyciele najczęściej, z dobrą intencją, życzliwie tłumaczą rodzicom, że ich pociecha czegoś tam nie robi – nie uczy cię, nie zachowuje właściwie na zajęciach, spóźnia, albo czegoś tam nie robi lub postępów nie czyni. Czasem te negatywne uwagi dotyczą wprost rodzica, że np. dziecko niepełnosprawne przyjechało bez butów. Niekiedy uwagi dotyczą problemów zdrowotnych np. że dziecko ma popsute zęby (i wymaga wizyty u stomatologa). Myślę, że nawet jeśli obok takich uwag obok będą podawane opinie pozytywne, to nie równoważą one dezaprobaty, którą słyszy rodzic. Im w bardziej grzeczny sposób rodzic dowiaduje się od nauczyciela, że jest złym rodzicem, tym bardziej go boli.
Wyrażanie dezaprobaty wydaje się nauczycielom, specjalistom, jedyną dostępną formą interwencji, jeżeli „jest coś nie tak”. Dotyczy to także niestety także pracy uczniem. Pierwsze i czasem jedyne co przychodzi nauczycielowi do głowy to zareagowanie dezaprobata, gdy dzieje się coś źle. Oczywiście dla dobra dziecka!
Problemem jest to, że dezaprobata jest formą kary a żadna kara nie uczy właściwego postępowania. Kara jedynie wstrzymuje zachowanie niepożądane i to tylko na czas kiedy jej groźba wisi nad źle czyniącym. Po za tym siła kary słabnie wraz z częstością jej używania.
Rodzice roszczeniowi chcąc uniknąć jakiejś formy dezaprobaty atakują specjalistów. Jest to dla nich dużo bardziej komfortowe niż wysłuchiwanie, ze ich dziecko lub oni robią coś nie tak.
Roszczeniowi są rodzice którzy nie umieją zająć się swoim dzieckiem – albo nie wiedzą co maja zrobić (przecież nie są pedagogami), albo nie potrafią w sposób właściwy z nim postępować (kto ich tego nauczył?), albo nie chcą, bo zajmowanie się dzieckiem odbierają jako nudne i mało satysfakcjonujące zajęcie.
Dezaprobata im wyrażana przez nauczyciela nie uczy ich właściwego postępowania, nie wyjaśnia co maja robić, ani ich nie motywuje do zajęcia się własnym dzieckiem.
Dlatego zamiast dezaprobaty – trzeba prosić rodziców o konkretną rzecz, którą mogliby wykonać. Sama prośba to za mało. Trzeba to zrobić tak, żeby rodzic chciał, potrafił w sensie fizycznym/motorycznym ją wykonać i rozumiał sens kierowanej do niego prośby. Jak rodzic po spotkaniu z nauczycielem potrafi, rozumie i chce wykonać zalecenie nauczyciela – to na pewno je zrobi.
Jak ktoś będzie chciał – to wyjaśnię po kolei jak można to zrobić.
Chciałbym jednak dać radę, która zawsze mi się sprawdzała w spotkaniu z roszczeniowością – aktywne słuchanie i przyjmowanie tego co mówi rodzic. Zgoda i akceptacja jego emocji pozwala je wygasić. Chodzi o to, aby się nie tłumaczyć, ale przyjmować to co mówi rodzic. Każde próba tłumaczenia nauczyciela nakręca rodzica, gdyż rodzic czuje, że nauczyciel wyjaśnia mu, że pretensje, które ma nie mają podstaw. Czyli on – rodzic zachowuje się idiotycznie – wydziera się bez sensu, bez podstaw. Próba tłumaczenia rodzicowi, że jego emocjonalne zachowanie jest pozbawione podstaw – rodzic odbiera jako lekceważenie własnej osoby i własnych uczuć.
Nie mówię, że jest to łatwe, ale ten kto to potrafi ma świetne zadatki do poradzenia sobie z rodzicem „roszczeniowym”. To na początek tyle. Chce ktoś pogadać?